wtorek, 24 lutego 2009

Naplotkowała sosna

Jak tak sobie po Waszych blogach skacze to widzę, że już wiekszość z Was ma dość tych krótkich szarych dni, zimna, wiecznie padającego i topniejącego sniegu. Pani Wiosno - tęsknimy już za Panią niesamowicie!!! Za tymi ciepłymi dniami pełnymi słońca, letniego wiatru i tego pięknego wiosennego zapachu. Świat od razu nabiera koloru i serdeczności. I to cudowne świeże powietrze z rana tak chętnie wpuszczane przeze mnie do mieszkanie. I oczywiscie te wesolutkie śpiewy ptaków! Ochh coś pięknego. Aż chce się żyć!
Małymi koczkami kończy się luty potem jeszcze marzec a potem .... tak, tak Moje Drogie potem już będzie wiosna!
Mam tu dla Was coś z lat dziecięcych na przywołanie wiosny – (znacie?) – to poczytajcie!

"Przyjście wiosny" - Jan Brzechwa

Naplotkowała sosna
Że już się zbliża wiosna.
Kret skrzywił się ponuro:
-Przyjedzie pewno furą…
Jeż się najeżył srodze:
-Raczej na hulajnodze.
Wąż syknął - Ja nie wierzę,
Przyjedzie na rowerze.

Kos gwizdnął: -Wiem coś o tym,
Przyleci samolotem.
-Skąd znowu –rzekła sroka-
Ja z niej nie spuszczam oka
I w zeszłym roku w maju
Widziałam ją w tramwaju.
Nieprawda! Wiosna zwykle
Przyjeżdża motocyklem.

-A ja wam dowiodę,
Że właśnie samochodem.
-Nieprawda bo w karecie!
W karecie? Cóż pan plecie?
Oświadczyć mogę krótko,
Że płynie właśnie łódką!

A wiosna przyszła pieszo.
Już kwiatki za nią spieszą,
Już trawy przed nią rosną
I szumią –Witaj wiosno.

Także jak widać każdy zwierzaczek jak i każdy człowieczek inaczej oczekuje i wypatruje przyjścia wiosny. U mnie w domku goszczą już prymulki, rzeżucha i świeży szczypiorek.




A w moim małym dopiero co raczkującym ogródku wypatrzyłam już też coś małego, tak na zechęte. Pierwsze krokusy, żonkile i tulipanki :) ochh wiecie jak się ucieszylam. Mam tylko nadzieję, że te śniegi i nocne mrozy nie zaszkodzą moim kwiatką!





Życzę Wam udanego wypatrywania tej upragnionej pory roku i wytrwałości w oczekiwaniu!

Marcia :)

niedziela, 22 lutego 2009

Czas płynie

Oj no czas biegnie nie ubłagalnie ani się człowiek obejrzał a już prawie koniec lutego. Wiem, wiem, wszyscy o tym wiedzą doskonale a ja tak trochę aby się przed sobą usprawiedliwić. Jedno jest pewne tu nikt obecności nie sprawdza :)) ale jak za długo się nie pisze to zupełnie wypadasz z tzw. rytmu a jeśli do tego czas płynął pracowicie to nie wiadomo od czego zacząć.
Postaram się nadrobić to wszystko ale będzie ciężko bo w między czasie dużo się działo (remont spiżarni, garderoby do tego wszystkiego trochę decu no i codzienne obowiązki pod tytułem praca). Dzieło po tytułem spiżarnia (zainspirowane oczywiście blogowymi wpisami i zdjęciami) pokażę później tzn.jak już będzie finał a teraz trochę decu, które to zdążyłam na szczęście utrwalić na fotkach.






Doskonale zdaję sobie sprawe, że te zdjęcia pozostawiają dużo do życzenia są poprostu w bardzo roboczej wersji (bez tła, bez aranżacji) ale nie zawsze jest na to czas nieraz poprostu cieszę się z praca została udokumentowana.
Alina

sobota, 21 lutego 2009

Spóźnione prezenciaki

Opowieść Wigilijna


Jak widać Marta mnie ubiegła. Nie chciałam pisać wcześniej, żeby miała niespodziankę.

Dobrze jest mieć swój własny świat gdzie można oddać się tylko przyjemności, zrobić własnymi rękoma coś co wywoła uśmiech na twarzy innych, tym samym oddać im część siebie... swoją pasję...

23.12.2008 roku siedziałam do godziny 2.oo nad ranem i kończyłam drobne filcowe upominki dla moich dziewczyn. Dziewczyn czyli mamy, siostry i przyszłej bratowej - Elizy. Zrobiłam każdej korale i gdzieś w okolicach godziny 23.oo miałam jeszcze aspiracje na kolczyki jednak kilka godzin później zrezygnowałam z tego pomysłu. Długo się zastanawiałam nad doborem kolorystyki, największy problem miałam z przyszłą bratową, bo o ile mamę i siostrę znam dość dobrze i wiem co noszą i w jakich kolorach im do twarzy o tyle w tym trzecim przypadku nie miałam pomysłu.
Zrobiłam, zapakowałam, podpisałam każdą paczuszkę imieniem, razem z resztą prezentów postawiłam pod choinką i... uwierzyłam w małe elfy - pomocników Świętego Mikołaja. Podczas otwierania prezentów okazało się, że jedne korale rozpłynęły się w powietrzu... Nagle zniknęły, wszyscy przeszukali wszystko i nikt ich nie znalazł.Tak się złożyło, że ten prezent był dla Elizy...porozmawiałam z Martą i przy konsultacji kolorystyki korali z bratem doszliśmy do wniosku, że Marta odstąpi swoje korale Elizie (dzięki Marciu raz jeszcze) a ja jak tylko wrócę do Warszawy to zrobię jej inne albo takie same jeśli chce. Sytuacja nieciekawa, ale jak to zawsze bywa i z tej można było znaleźć wyjście i wyciągnąć wniosek.
Chcę wierzyć, że prezent nad którym pracowałam poprzedniej nocy do godziny 2.oo zabrał jakiś elf, włożył od worka z prezentami i ucieszył nimi inną dziewczynkę... chcę wierzyć, że teraz lśnią na jej szyi i cieszą oko jej bliskich...bo przecież trzeba w coś wierzyć, czemuś ufać...
dla mamy

dla Marty

Marciu, czy tam u Was na zachodzie doba ma 36 godzin? I dlaczego tutaj ma zaledwie 24 godziny, przecież my też jesteśmy w UE ;)

Madzia:)

piątek, 20 lutego 2009

Małe zaproszenia

Poproszona zostałam ostatnio przez moją mamę a ona przez swoje klientki, które mogą byc rzekomo wkrótce również i moimi klientkami :) o zrobienie kilku wzorów zaproszeń ślubnych i komunijnych. Za długo nie zwlekając zabrałam się do pracy. W mojej głowie zrodziło się kilka takich wizualnych i prostych pomysłów przy realizacji których chciałam trzymać się owych zasad:

* zaproszenia muszą być gustowne i delikatne,
* białe albo ecri, ewentualnie z jednym małym elementem ozdobnym w innym kolorze,
* musza być wyjatkowo czysto wykonane czyli w najgorszym przypadku bardzo suptelnie klejone
* najlepiej ozdobione metodą embossingu – czystą, zgrabną i bardzo wdzieczną metodą wykonywania kartek
* i wykorzystywać bede kokardki – uuuwiiiieeelbiam kokardki :) a już na pewno na zaproszeniach.

I tak oto po kilku niesamowicie szybko uciekających w takich sytuacjach godzinach spod moich rąk wyszło kilka pierwszych wzorów. Te ciekawsze owoce mojej pracy prezentuję Wam poniżej.












Ja jestem bardzo zadowolona z efektu ostatecznego. Praca sprawiła mi jak zawsze ogromną radość i choć na chwilę znowu udało mi sie zapomnieć o otaczającym mnie świecie. Grubo wypchany list z kilkoma pierszymi wzorami został pomyślnie wysłany. Miejmy nadzieję, że tym razem nasza polska poczta sie nieco spreży i nie bedzie niepotrzebnego poślizgu. I ciekawe czy gusta rzekomych klientek zgrają sie z moimi. No i co mama na to wszystko powie :):):)

Pozdrawiam
Marcia :)

czwartek, 19 lutego 2009

Upragniona paczuszka wreszcie dotarła!

W końcu sie doczekałam! Nawet nie wiecie jak się cieszę :) Już prawie o tym zapomniałam. A tu proszę taka niespodzianka. Jakoś z rana dzwoni domofon, na moje pytanie „W czym mogę pomóc” pani mnie pyta „Czy może na schodach paczkę dla mnie zostawić bo się w skrzynce nie mieści.” Oczywiście że może – odpowiadam uprzejmie i długo się nie zastanawiając zakładam buty i pędzę na dół! I co widzę...??! Własnym oczą nie wierzę. Paczuszka od mojej kochanej siostry wreszcie do mnie dotarła. Tygodniami kazała na siebie czekać, wierzcie mi! A w paczuszce znalazłam krótki przezabawny list od mojej Madzi z przeprosinami za makabryczne spóźnienie :) no i co najważniejsze moje po części extra zamówione po części podarowane kolczyki filcowe i dwukolorowe korale. W sumie to od Świąt Bożego Narodzenia czekają aż dotrą do właściciela, no ale ze względu na upartość Brako-Czasowca i jego ciągłe przesiadywanie u mojej siostry – wybaczam jej! W końcu najlepszej siostrze na świecie nie można nie wybaczyć takich drobnych poślizgów :):):)




Madziu - dobrze że jesteś! Raz jeszcze dziękuję ślicznie!

Marcia :)

środa, 18 lutego 2009

Poranna inspiracja

Ostatnio mogłam znowu ugościć taką przesympatyczną parę młodych ludzi. Ona Polka, on Tajlandczyk a żyją na południu Niemczech! Swoją drogą ciekawa i nieco egzotyczna kombinacja. Nie uważacie? Należą do groba naszych stałych bywalców i zawsze jak przychodzą napaja mnie taka dziecinna radość. Bardzo ich lubimy i świetnie się rozumiemy! Zawsze mają jakiś prezent dla naszego Maleństwa no i zawsze przyjdą z czymś do wypicia, zjedzenia lub przekąszenia - bo jak to Ona mówi "przecież z pustymi rękami nie przyjdę". Szczerze Wam powiem, że ja też taki zwyczaj z domu wyniosłam. To miłe jak można gospodarzy ucieszyć jakimś drobnym upominkiem. Plackie, sałatką albo winem.

W sobote rano, musiało być coś przed 6 jak wstałam żeby Rannego Ptaszka nakarmic, bo mu sie już samotne spanie w łóżeczku znudziło, spojrzalam na doniczke tej popularnie zwanej trawki z masą maleńkich odrostów i wpadł mi ten cudowny pomysł do glowy – jak w prosty sposób mogę udekorować stół. Jak tylko butelka była pusta zabrałam sie za realizację. Wyjęłam moje szerokie ale niskie szkło z szafki nalałam wody i poukladałam do środka te małe odrosty. Całość udekorowałam, dodając temu wszystkiemu odrobinę koloru, różową domową azalią, którą mój mąż całkiem niedawmo dostał na imieniny. I zaraz zrobiło się wiosennie na stole. Koniec końców okazało się, że całość nie tylko mnie się podoba :) a i idealnie posuje do obrusa, jest niska i nie przeszkadza w komunikacji. Oczywiście nie umywa się to w ogóle do bukietu kwiatów z kwiaciarni, ale co przez siebie stworzone jest duuużo cenniejsze!





Dobrze jest mieć choć jednych przyjaciół tak blisko!

Marcia :)

poniedziałek, 16 lutego 2009

Burzliwe Walentynki

Walentynki - taki miły dzień a tak burzliwie spędzony w tym roku! Kto by pomyslał. Wszystko zaczęło się już w nocy z piątku na sobotę. W końcu i naszego Malucha dopadła ta wstrętna grypa żołatkowo-jelitowa. Coś strasznego! Człowiek spać nie może, martwi sie o dziecko, nasłuchuje czy wszystko jest w porządku, myśli i kombinuje jak mu tu ulżyc i pomóc. W sobote jedno wielkie latanie od lekarza do apteki. Mały wykończony tym wszystkim. Do tego nic nie chce jeść, pije jak na lekarstwo i jeszcze po poludniu dostał tej strasznej gorączki – 39.9!!! Niesamowite! Ja starałam się zachować zimną krew, ale ...

Także spokojnie i romantycznie niestety nie było no ale cóż na to człowiek już nic nie poradzi. Mimo to było kilka słodkich upominków dla ciala, ducha i oka. Najpierw znalazłam Małe Conieco w skrzynce na listy – drobny prezent od rodziców :) - za który raz jeszcze serdecznie dziekuję. Poprawił mi humor na małą chwilkę. Potem mąż w imieniu swoim i naszego rozchorowanego synka ucieszył mnie paroma cudeńkami.



Szkoda tylko, że na polskiej poczcie tak do końca nie można polegać... moje Walentynkowe upominki niestety nie doszły na czas :(

Marcia :)

niedziela, 15 lutego 2009

Walentynkowo - Chruścikowo

A więc - tadaaaam!- oto jestem. Chwilowo wyrwałam się spod władzy Brako - Czasowca, ale niestety napadł mnie Katarowiec i Kaszlowiec. Nie wiem oni chyba się zmówili i sprawdzają ile jestem w stanie wytrzymać. Ale, ale... ja się nie poddam tak łatwo, o nie!
I oto na wyraźną prośbę "starszego pokolenia" wróciłam na weekend do domu. Przemierzyłam bezkres dróg, lasów i pól i znalazłam się w tak zwanych swoich stronach. Ciągle nie mogę przyzwyczaić się do Warszawy, cały czas czuję się tam obco i zawsze nie na swoim miejscu. Dlatego tak bardzo lubię wracać do domu. Tu zawsze ktoś na mnie czeka, tu obiad smakuje inaczej, tu kształtowały się moje marzenia, po które nie boję się teraz sięgać, tu nauczyłam się, że zawsze warto próbować, warto iść zawsze przed siebie nawet jeśli czasem grozi to upadkiem...
Z tymi oto myślami, które towarzyszą mi zawsze w podróży do domu, dotarłam do miejsc tak drogich. Mama przywitała mnie w sobotę walentynką, tata przywiózł z cukierni słodkie, czerwone serduszko a ja postanowiłam odwdzięczyć się tym.
Wiem, że do tłustego czwartku jeszcze daleka droga, ale taka miałam ochotę, że nie mogłam się powstrzymać.

A te grubasy jakie widzicie to tata wałkował, moje są te cieniutkie ;)

Madzia :)