wtorek, 17 marca 2009

Bo porządek musi być

O tym jak trudno nieraz poskromić bałagan panujący w "hobbystycznym świecie" już każda wie, bo sama na własnej skórze się przekonała. My oczywiście też. Co prawda mieszkamy osobno, ale ku radości wszystkich mają miejsce tzw. "zjazdy do domu rodzinnego" i wtedy........każda ze swoją pasją i nowościami, nie tylko w głowie ale również na jawie:))). I co wtedy? Dobre pytanie. Euforia, szaleństwo, radość i ... kufry więc już bez bałaganu no i transport, jakże bezpieczny. Widać dobre pomysły to nasza (i tu mam na myśli wszystkich którzy to czytają) specjalność. Dziewczyny wpadły na pomysł, iż sprezentują sobie nawzajem kufry na wszystko co niezbędne, na wytwory wyobraźni, na zakupowe szaleństwa niezbędne do urzeczywistniania pasji. A ja ozdobiłam je zgodnie z tym co w każdej duszyczce gra. Po czym taki sam sprezentowałam sobie i bałagan okiełznany. Jednym słowem zapanował ład i porządek, ale jak znam życie nie na długo bo takich kufrów nigdy za dużo a przecież pojemność mają ograniczoną.

Kufer Marci z "opublikowaną" zawartością


kufer w stanie spoczynku :))

to mój kufer



a ten Madzi - bez zawartości(czyżby i tam jeszcze bałagan panował)


środa, 11 marca 2009

Pierwszy krzyk i pierwsze niespodzianki

Jak takie maleńkie bezbronne istotki jakimi są noworotki na świat przyjdą, rodzice, rodzina, przyjacele i najbliżsi cieszą się niesamowicie i za wszelką cenę chcą jakoś pomóc, coś dobrego zrobić, poczuć się potrzebnymi i ulżyć nieco świeżo upieczonym rodzicą. Ich życie natomiast zostaje prawie całkowicie przewrócone do góry nogami a ich wyobrażenie o posiadaniu dziecka prawie kompletnie zrujnowane :) My ten pierwszy krzyk i totalny zamęt w domu mamy już za sobą. Nasz synek przyszedł na świat prawie 16 miesięcy temu. Teraz już dzień powszedni nabrał stałego przebiegu a i rodzice znajdują czas dla siebie :) Ale wracając do rzeczy chciałabym Wam pokazac jakie cudowne prace wykonaly Paula babcie = żony dziadków :) na krótko po tym jak ich pierwszy wnuk obdarował je swoim błogim spojrzeniem i delikatnym uśmiechem!
Karuzela z origami zrobiona przez moją teściową. Ozdoba wykonana została z przejrzystego kolorowego papieru do składania. Stanowią ją 21 ślicznych ptaszków obracające się z podmuchem wiatru albo zimą jak się pod nią zapoloną świeczkę podstawi (w stosownej odległości oczywiście) to to ciepłe powietrze unoszące sie do góry obraca nią w nieskończoność. Karuzela do dnia dzisiejszego cieszy oczy nie tylko naszego synka!




A tutaj decoupagowe cuda wykonane przez moją mamę. Porcelanowa doniczka z Panem Misiem i obrazek z Panią Miś w drewnianej błękitnej ramce. A w doniczce, zwane przeze mnie drzewko szczęścia(bo czyż gruboszcz jajowaty nie brzmi ordynarnie i mało przyjemnie :)) zasadziliśmy je z mężem z bardzo malutkiej odnóżki dzień po narodzinach Paula.



Pozdrawiam
Marcia :)

czwartek, 5 marca 2009

Obietnica

Wszyscy tak pragniemy wiosny. Ale muszę się Wam przyznać, że to chyba moja wina, że ona się tak ociąga. Otóż, kiedy w zeszłym roku cieszyliśmy się piękną jesienią, kiedy złote promyki jesiennego słoneczka ogrzewały nas do listopada, ja złożyłam obietnicę... nie wiem komu, chyba porom roku... obiecałam, że w podziękowaniu za taką piękną jesień nie będę marudziła na zimę. I okazuje się, że chyba mnie ta zima sprawdza i egzekwuje dane słowo.
Zawsze jest tak, że gdzieś w okolicy końca listopada wyczekujemy zimy. Pragniemy żeby prószył śnieg, żeby pod gwieździstym niebem lśnił na drodze naszego spaceru. Cieszymy się kiedy jest, liczymy, że dopełni atmosfery świątecznej, że spełnią się życzenia "puchowej kołderki śnieżnej..." A kiedy tylko wkroczymy w Nowy Rok, dajemy zimie ostatnie dni, zdaje nam się, że przecież niedługo już luty i zaraz będzie wiosna. A ona spokojnie zawsze do końca bierze to co jej się należy. Czasami zwodzi nas, odchodząc gdzieś na kilka dni tylko po to żeby wyskoczyć zza rogu i podmuchać zimniejszym wiatrem. Taka już ta zima jest - złośliwa. Nie pozostaje nam nic jak tylko wkładać czapki, owijać się szaliczkiem i nigdy nie zapominać parasola. Ale wiosna przyjdzie, zawsze przychodzi! Wytrwałości.
W oczekiwaniu na cieplejsze podmuchy wiatru postawiłam sobie założenie: kolorowo i nierówno i długo:


miało też być kolorowo-kolczykowo:



no i w końcu miało być potrójnie niebiesko:



No więc postanowienia spełnione! Obietnicy staram się dotrzymywać, ale wiecie jak to jest wiosny nigdy za wiele ;)

Pozdrawiam zimowo (w końcu obiecałam;))
Madzia:)

wtorek, 3 marca 2009

Nadzieja rośnie w nas

Nie wiem jak u Was świat za oknem wygląda, ale ja w weekend miałam iście wiosenną pogodę. Pełne słońce i 15 stopni. Żeby się trochę pochwalić powiem Wam, że obiad jak i popołudniową kawę i ciacho zjedliśmy na naszym przez zimę zapomnianym balkonie. A i naszą pierwszą w tym roku wycieczkę rowerową z synkiem mamy już za sobą. W niedziele bez długiego spaceru i kulki lodów owocowych się nie obeszło :) Ochh mówie Wam to było coś cudownego!


Paul jak widać nie był zbyt optymistycznie do tej jazdy na rowerze nastawiony, ale i na to przyjdzie czas – do wszystkiego się przyzwyczaji.
Dzięki temu, że pogoda nas tak rozpieszczała moje nieśmiałe ogrodowe krokusy też się obudziły z zimowego snu. Spójrzcie sami jak cudownie się prezętują.








Trzeba przyznać, że ja nieco dalej na południu mieszkam, ale wierzę głeboko w to, że i u Was wkrótce zaświeci to wiosenne ciepłe słoneczko!
Wytrwałości i pozdrawiam

Marcia :)