czwartek, 14 października 2010

Grzyby i jesienne dekoracje.

Grzyby były, ale się skończyły. Myślę jednak, że nie ma w tym roku domu, w którym nie ma zapasu grzybów. Był taki urodzaj , że starczyło dla wszystkich. No oczywiście pod warunkiem, że spacery po lesie, z koszyczkiem w ręku sprawiają przyjemność.
Moja część grzybowych zapasów z serii  -suszone-, prezentuje się tak.






Jest to zdecydowanie część prezentowa. Nie koniecznie dla tych co po lesie nie lubią chodzić, ale dla tych, co to mieszkają w jakiś molochach i do najbliższego lasu mają cały dzień jazdy i to samochodem. Ja do lasu mam 2 min do tego lubię spacery z koszyczkiem, a jeżeli do tego wszystkiego grzyby wyrastają pod nogami to cóż chcieć więcej. Słoiczki dostały  już ozdobne czapeczki, brakuje tylko etykietek. Chociaż zawartość jest tak jednoznaczna, że może nie potrzeba?
Tak natomiast prezentuje się cześć z serii - marynowane-.






Jesienne dekoracje, te drzwiowe, czyli wianek, wykonałam z zeszłorocznych hortensji. Dzielnie się jeszcze trzymały więc je wykorzystałam.




Te schodowe, czyli urocze jesienne wrzosy w towarzystwie mchu , szyszek i grzybków. Grzyby się kończyły więc coś trzeba było z leśnych spacerów przynosić. Ja postawiłam na mech i szyszki, a one pięknie komponują się z wrzosami .





I ta balkonowa, skąpana w październikowym słonku. Ponieważ za szkłem i pod dachem  więc w mojej uroczej białej wanience.




Pozostała jeszcze jesień w domu. Jesienne róże z liści klonu. Mały skromny bukiecik ale to dopiero początek. Mam w tym roku pewne plany związane z tymi różyczkami. W zeszłym roku trochę późno się za nie zabrałam  ale tzw. bakcyla połknęłam. Zobaczymy co się uda zrobić.




Pozdrawiam wszystkich cieplutko i życzę dużo jesiennego słonka.
Alina

wtorek, 5 października 2010

Nosidełko na ...........


Są takie "przydasie", które chętnie eksponujemy bo same w sobie są dekoracyjne jak np. koronki, guziczki, koraliki, bibeloty. Wkładamy je wówczas w ładne szklane słoiczki i stawiamy tak by cieszyły oko. Są  jednak takie, które  ja osobiście ( chociaż myślę, że nie jestem w tej kwestii  odosobniona)   zamknęła bym w najgłębszej szufladzie. No właśnie, a jeśli dodam do tego mój ogólny wstręt do wszelakiej "maści" przewodów ( nie wiem jak się ta fobia fachowo  nazywa ) ;))  to chyba takiej szuflady nie wyprodukowali. No ale nie będę za dużo narzekać, bo wszyscy wiemy, że nie da się bez nich przynajmniej na razie funkcjonować. Może kiedyś? Jedno jest pewne, że trzeba je ukryć i to jeszcze tak żeby były łatwo dostępne a ponieważ urodą grzeszą okropnie, to jeszcze niewidoczne. Ja ( nie w tym celu ) swego czasu zakupiłam takie "nosidełko" . Ozdobiłam decu i miało służyć jako osłonka na doniczki z ziołami, motyw zresztą taki trochę tematyczny. Ale...... no właśnie , szybko okazało się, że świetnie sprawdzi się w zupełnie innej roli . Jeśli dodam do tego, że stoi w kuchni na piekarniku, czyli na takiej wysokości, że nie widać zawartości, to po prostu lepiej być nie może.


Serdecznie wszystkich pozdrawiam .
Alina.