niedziela, 15 lutego 2009

Walentynkowo - Chruścikowo

A więc - tadaaaam!- oto jestem. Chwilowo wyrwałam się spod władzy Brako - Czasowca, ale niestety napadł mnie Katarowiec i Kaszlowiec. Nie wiem oni chyba się zmówili i sprawdzają ile jestem w stanie wytrzymać. Ale, ale... ja się nie poddam tak łatwo, o nie!
I oto na wyraźną prośbę "starszego pokolenia" wróciłam na weekend do domu. Przemierzyłam bezkres dróg, lasów i pól i znalazłam się w tak zwanych swoich stronach. Ciągle nie mogę przyzwyczaić się do Warszawy, cały czas czuję się tam obco i zawsze nie na swoim miejscu. Dlatego tak bardzo lubię wracać do domu. Tu zawsze ktoś na mnie czeka, tu obiad smakuje inaczej, tu kształtowały się moje marzenia, po które nie boję się teraz sięgać, tu nauczyłam się, że zawsze warto próbować, warto iść zawsze przed siebie nawet jeśli czasem grozi to upadkiem...
Z tymi oto myślami, które towarzyszą mi zawsze w podróży do domu, dotarłam do miejsc tak drogich. Mama przywitała mnie w sobotę walentynką, tata przywiózł z cukierni słodkie, czerwone serduszko a ja postanowiłam odwdzięczyć się tym.
Wiem, że do tłustego czwartku jeszcze daleka droga, ale taka miałam ochotę, że nie mogłam się powstrzymać.

A te grubasy jakie widzicie to tata wałkował, moje są te cieniutkie ;)

Madzia :)

4 komentarze:

joanna pisze...

Oj, fajnie że odezwałaś się :))
No tak okres przeziębieniowo-grypowy jest w tym roku dłuuuugi ;)

Ależ jesteś wspaniałą córką! Faworki-pychotki:))
Tłusty czwartek tuż, tuż ...Wtedy ja tez się wykażę :)

Pozdrawiam i życzę zdrówka :)

amma pisze...

Ochh ale narobilas ochoty!! I trzeba przyznac, ze Twoje wypieki zawsze smakuja! Moze bys i do nas wpadla na nastepnym weekendzie i je upiekla. Co?? Czekamy w nadzieji i z otwartymi rekoma!

Marcia

amma pisze...

Czy jestem wspaniałą córką to nie wiem ale... staram się być właśnie taką :)

Marciu, zmartwię Cię niestety... jutro jadę do Krakowa wracam w piątek późno wieczorem a w sobotę mam zobowiązania w Uniwersytecie Dzieci. Więc nie dam rady do Was wpaść. Ale możemy spotkać się w marcu w połowie drogi... gdzieś w Dusseldorf - co Ty na to? Obiecuję, że wtedy upiekę co tylko będziecie chcieli :)

Buziaczkuje
Madzia :)

amma pisze...

Najważniejsze to dać dziecią skrzydła( nie za duże co by nie koniecznie za ocean niosły) i korzenie(te zdecydowanie duże). Cieszymy się że byłas i chruscikami nas uraczyłąś były pyszne (te nieco grubsze też).
A co to za wątpliwości? Tak mamy dwie wspaniałe córki i syna. Wszyscy mają skrzydła i długie korzenie :)

Buziaczki