środa, 25 listopada 2009

W telegraficznym skrócie

Jak widzicie długo nas nie było i tylko Marcia jedna jedyna, z dużym brzuchem, od czasu do czasu ratowała honor tego bloga. Postaram się zrehabilitować odrobinę i w telegraficznym skrócie napiszę Wam co się działo. A zatem:
- przyszło lato! i wszystkie wytęsknione przez zimę czynności mogły zacząć się realizować. tak więc spacerowaliśmy przy świetle księżyca w Parku Szczęśliwickim, jeździliśmy na rowerze dopóty, dopóki łobuzy go nie ukradli (swoją drogą mój rower doznał lekkiej zniewagi, gdyż oba rowery stały w piwnicy a ukradli tylko jeden, co prawda mój rower jest już leciwy i lekko przyrdzewiały ale mogli go chociaż zabrać i odstawić kilka przecznic dalej ;)), jeździliśmy na rolkach, wygrzewaliśmy się na słońcu i korzystaliśmy z ciepłych wieczorów ile się tylko dało.
- uczciliśmy wspaniały wiek Wojtka w końcu 30 lat kończy się raz w życiu. Bawiliśmy się do białego rana.
- zapisaliśmy się kurs tańca bo...
- świętowaliśmy powiększenie się naszych rodzin. Dwa wesela w ciągu dwóch miesięcy to nie lada wyczyn, musieliśmy zatem nauczyć się tańczyć ze sobą i pokonać wstyd przed spojrzeniami zza stołu. Tak więc nasza rodzina powiększyła się o Elizę, zwaną synową, bratową, rzadziej ciocią. Pozwolę sobie pokazać Wam kilka zdjęć z przygotowań, mam nadzieję, że nikt nie będzie miał mi za złe.
mój przystojny brat...
...moja bratowa...
...i nie-wiedzący-o-co-chodzi Paul:)
Drugie wesele miało miejsce w rodzinie Wojtka.
- mieliśmy też zaszczyt uczestniczyć w chrzcinach Stasia - bratanka Wojtka. Cudny maluch, ale który maluch nie jest cudny ;)
- no i narodził się Ben - świat wzbogacił się o jeszcze jeden Skarb :)
I tak oto minęło kilka miesięcy. Wydawało by się kilka miesięcy ciszy jednak uwierzcie mi, że cicho było tylko na blogu.
Tym drobnym skrótem miałam nadzieje odkupić całą naszą trójkę w Waszych sercach, które tak życzliwie nas przyjęły na początku roku. Poprawę mogę obiecać tylko ze swojej strony, bo Marcia teraz jako młoda mama dwóch urwisów, raczej będzie miała mało czasu, a mama... na mamę to ja nie mam słów. Nawet nie macie pojęcia ile ona zrobiła przez ten czas co jej nie było. Nie mówię tu tylko o decoupage - choć tego też nie brakuje, ale zaczęła piec chleby, robi tysiąc przetworów pomalowała i urządziła kuchnię, przedsionek, zabiera się za korytarz no i wystroiła dom na wesele syna... mówię Wam, ona jest szalona ;) tylko niczym nie chce się chwalić... doprawdy nie rozumiem.

madzia :)

2 komentarze:

joanna pisze...

Oj działo się, działo...
Dzięki, że pamietasz o nas i zajrzałaś.

Pozdrawiam całą powiększoną Rodzinkę :))

amma pisze...

Masz racje Madziu, zwalmy cala wine na mame :) Zartowalam przeciez, tak nie mozna... Ale swoja droga miala tyle okazji do cudownych postow i nic! Ja mam juz tez kilka pomyslow na ciekawe posty miejmy nadzieje ze gdzies miedzy zachodem a wschodem slonca uda mi sie je zrealizowac!
Pozdrawiam
marcia