sobota, 4 lipca 2009

Podróże kształcą

Przyszła pora na Caen. Francuskie miasteczko położone w północnej części kraju, około 50 km od kanału La Manche. Szukam propozycji transportowych. Opcja pierwsza: Warszawa-Paryż-Lion-Caen sponsorowane przez linie lotnicze, 2 przesiadki oznaczają cały dzień w podróży. Szukam zatem dalej. Opcja druga: Warszawa – Paryż sponsorowane przez linie lotnicze i Paryż – Caen sponsorowane przez tamtejsze linie kolejowe. Wybrałam opcje drugą gdyż podróż Paryż – Caen zajmuje rzekomo koło 2 godz. a pociągi francuskie są podobno bardzo wygodne. Im bardziej termin podróży się zbliżał tym bardziej niespokojnie spałam. Co tu dużo mówić – byłam przerażona. Po pierwsze ze względu na nisko latające, a raczej spadające, samoloty. Po drugie wyobrażenie (bo nigdy tam nie byłam) ogromu lotniska Chrles de Gaulle w Paryżu nie dało mi spać. Po trzecie wspomnienie metra paryskiego było paraliżujące. I po czwarte słyszałam, że Francuzi niechętnie mówią po angielsku, ja natomiast bardzo niechętnie mówię po francusku. No ale pocieszałam sama siebie, że przecież nie pierwszy raz wyruszam w podróż międzynarodową sama i na pewno sobie jakoś poradzę – zawsze przecież sobie radzę. Zapakowałam się, dopięłam wszystko na ostatni guzik, zjadłam obiad i rozpoczęłam swoją podróż około 14.30 autobus linii 154 zabrał mnie z ul. Grójeckiej na lotnisko. Lekko niezadowolona z faktu dwu-tygodniowej rozłąki i lekko przerażona całym transportem pomachałam smutno na pożegnanie, ukradłam ostatniego buziaka i modliłam się:
żeby samolot nie spadł,
żebym zdążyła na pociąg do Caen (tu byłam spokojniejsza gdyż miałam 2,5h),
żebym była już w hotelu
i żeby koleś, który telefonicznie rezerwował mi pokój rzeczywiście to zrobił – miałam wątpliwości co to poziomu jego rozumienia mówionego języka angielskiego.
Na lotnisku w Warszawie ogarnęła mnie panika na widok ludzi kotłujących się przy stanowiskach odprawy. Był to nieokiełznany tłum. Miałam 1,5h do planowanego odlotu a kolejka była na około 3 godziny. Były 3 stanowiska do odprawy pasażerów klasy biznesowej i 3 stanowiska do odprawy pasażerów klasy ekonomicznej, gdzie jedno stanowisko zajmowała pani, która miała wyraźne problemy żeby usiedzieć na miejscu i cały czas gdzieś wychodziła. Na szczęście, rzutem na taśmę, zdążyłam. Samolot nie spadł i poza maleńkimi turbulencjami nie zdarzyło się nic złego. Pomyślałam, że to dobra wróżba – nic bardziej mylnego. Na lotnisku były dość dobrze opisane ścieżki wyjścia – o dziwo – w dwóch językach. Dostałam się na stację kolejową i tu (o zgrozo!) oznaczenia angielskie się skończyły, więc idę do punktu informacji i pytam jak mam się dostać na stację Saint Lazare. „Wsiądzie pani w linie B i pojedzie pani do stacji Gare du Nord, potem przesiądzie się pani na linie E i pojedzie pani na Saint Lazare” myślę sobie nic prostszego. Kupiłam bilet znalazłam linie B i czekam, ma być za 5 min. Była za 25 min – to nic! Wsiadłam, jadę. Stacja Gare du Nord, myślę sobie: moja, wysiadam. Udaję się do wyjścia gdzie napisane jest (domyślam się, nie żeby pisało po angielsku), że tu mogę się przesiąść na linie A,C, D i E. Więc idę, wychodzę a tu nie ma nigdzie tablicy, w które wejście mam wejść żeby dojść do linii E. Znalazłam linię A i C ale nie ma linii E. Nic to, idę, szukam. Okazało się, że powinnam pójść w przeciwnym kierunku (litości!). Mocno podirytowana – straciłam jakieś 35 min przez opóźnienie metra i szukanie linii E – schodzę zejściem do podziemia. I tu, niespodzianka, w podziemiu znajdują się dwa zejścia prowadzące na 4 perony, wszystkie na linię E – tak myślę bo nie ma innego oznaczenia – i żadne nie jest opisane, w która stronę jedzie pociąg i jakie przystanki są po drodze. Schodzę pierwszym lepszym zejściem i myślę sobie, że zapytam kogoś. Nikt, absolutnie nikt z zapytanych mi nie pomógł bo nikt nie rozumiał co do niego mówię. Skandal!! W końcu jeden miły pan poświęcił mi chwile czasu i mimo, że nie mówi po angielsku zrozumiał Saint Lazare i po francusku wytłumaczył mi gdzie mam iść. Stracone następne 15 min. Przeszłam na drugi peron, wsiadłam do metra i jadę. Myślę sobie, że na ten pierwszy pociąg do Caen już nie zdążyłam ale zawsze mogę jechać tym następnym. Dojechałam na Saint Lazare. Chcę się wydostać więc pytam przypadkowego przechodnia jak mam to zrobić bo oznaczeń angielskich żadnych a wyjść całe mnóstwo. Tak w podziemiach Saint Lazare spędziłam około 30 min szukając poomacku wyjścia sama lub anglojęzycznego Francuza. Ani jedno ani drugie nie zostało znalezione. Jak się później okazało pociągi odjeżdżały nad moją głową. W końcu wydostałam się na powierzchnię, znalazłam stację i kasę biletową. I pani na stanowisku mi mówi, że następny pociąg do Caen odjeżdża jutro, o godz. 00.25 i o godz. 3.17 będę w Caen. Cudownie!! Pomyślałam i aż podskoczyłam z radości. Kupiłam bilet poszłam usiąść i czekać 3,5h na pociąg. Zastanawiałam się jak o 4 nad ranem dostanę się do hotelu. No ale nie pozostało mi nic innego jak czekać. Po 3 godz. nadjechał pociąg, rzeczywiście wygodny. Przespałam całe 3 godz. jazdy, budziłam się tylko gdy zmarzłam. W międzyczasie podjęłam decyzję, że nie będę szukała hotelu w nocy tylko poproszę taksówkarza, żeby mnie zawiózł, może i sporo zapłacę za taksówkę francuską ale nie dbałam o to. Wysiadam z pociągu a na ulicy żywego ducha nie ma, nie wspominając o taksówce. Wzięłam mapę w ręce, szukam gdzie jestem, gdzie być powinnam i idę. Ulice nie oznakowane, no przynajmniej nie tak jak spodziewałam się, że będą. Po około 7 min szukania nazwy ulicy – znalazłam, ale nie mogłam jej zlokalizować na mojej mało dokładnej mapie. Nie wiedziałam co zrobić, w takich chwilach najlepiej jest usiąść i płakać. Tak też zrobiłam. Po krótkim lamencie pozbierałam się i wróciłam na stację. Znalazłam szyld z numerem telefonu do taksówek i niby 24/24h, dzwonie, nie odpowiada, a raczej błąd połączenia. Myślę i myślę jak ten miś z bardzo małym rozumkiem, aż mi się gotuje.... i wiem! Przecież nie znam kierunkowego do Francji!! Zaczęłam już nawet szukać wygodnej ławki, na której mogłabym przespać się do rana ale zaczął mnie jakiś francuski murzyn zaczepiać więc zrezygnowałam. Zapytałam go o drogę ale on nie rozumiał. Przypomniało mi się, że do Belgii kierunkowy był +32 więc spróbowałam +33 – zadziałało! Zamówiłam taksówkę – pojawiła się po 15 min. Zajechałam do hotelu. Wszyscy śpią – jak to w środku nocy bywa. Dzwonie na numer telefonu podany na wizytówce hotelu. Odpowiada śpiący człowiek, który nie rozumie co do niego mówię. Mówię mu żeby mi otworzył a on, że otwiera o 10.00 rano. Więc mu mówię, że stoję pod drzwiami i ma mi otworzyć a on, że mam ciągnąć. Więc ja ciągnę – drzwi zamknięte. Na co on mówi OK. i coś po francusku. Po 10 min rozmowy przyszedł wpuścił mnie, dał klucz i życzył dobrej nocy.
A ponieważ podróże kształcą nauczyłam się wielu rzeczy:
1. W Paryżu jest wielkie lotnisko i jest tam darmowa kolejka co obwozi po lotnisku
2. Paryskie metro jest szalenie skomplikowane dla przyjezdnego, nie znającego francuskiego
3. Francuzi to nieuki – nie rozumieją najprostszych zwrotów po angielsku
4. Jadąc do Francji zabierz rozmówki francuskie, nie możesz liczyć na swój angielski tak jak w reszcie świata
5. Kierunkowy do Francji +33
6. Nawet we Francji można liczyć na mamę jak się chce płakać
6. Zawsze miej przy sobie Misia-Towarzysza, który poprawia humor nawet o 4.30 nad ranem.


Madzia:)

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Podpisuję się pod listą i Pozdrawiam gorąco z bryzą w tle

amma pisze...

Boze co za podroz!Pozazdroscic tu nie ma czego! Gdybym nie uslyszala tego wszystkiego wczesniej osobiscie od mamy to bym chyba nie uwierzyla, Siostra!Jak widac jestes stworzona do radzenia sobie w ciezkich sytuacjach :)Biedulko ty moja!Bylam z Toba myslami prawie cala noc nie spalam!Miejmy nadzieje ze spowrotem pojdzie duzo latwiej!
Sciskamy Cie mocno i pozdrow Caen od nas
marcia :)

aagaa pisze...

Naprawdę jestem pod wrażeniem.
Super,że wszystko dobrze się skończyło.
pozdrawiam

joanna pisze...

Mam nadzieję, że chociaz pobyt jest/był udany :))

A swoja droga to tak (lub jeszcze gorzej) moga czuć sie cudzoziemcy w Warszawie.

Pozdrawiam serdecznie

amma pisze...

Jednak mam nadzieje, że jestem stworzona do czegoś innego niż takich sytuacji ;) wolałabym już więcej tego nie przechodzić, zwłaszcza, że podróż powrotna jeszcze przede mną i boję się niesamowicie.
Pobyt udany, choć pracowity.
Dziękuję za pozdrowienia i również pozdrawiam letnio-francusko
Madzia:)

Anna S. pisze...

To byla niezla przygoda.Dla tego lubie zorganizowane wycieczki.Dobrze ,ze misiu byl przy Tobie bo Ciekawie jak by to sie skonczylo! Dam Tobie Typ nie staraj sie mowic po angielsku po prostu po POLSKU z dodatkiem nazw franzuskich oni zawsze pomoga!!!!Pozdrawiam!!!!!Anna

Unknown pisze...

Witam, jestem pod wrażeniem :) Dużo się nauczyłaś przez tę podróż, a dzięki Twojemu szczegółowemu opisowi ja dowiedziałam się, że w kierunku na Caen trzeba jechać z dworca Saint Lazare. Tej właśnie informacji szukałam w necie :) Dziękuję :)